wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 57

***Perspektywa Jake'a***

Wyszedłem z salonu w celu pójścia do kuchni. Już miałem wchodzić do kuchni gdy nagle usłyszałem huk i krzyk Ashley'a. Chcąc zobaczyć co się stało odwróciłem się i zamarłem. To Elizabeth... ona spadła ze schodów. Nie podnosiła się. Ashley szybko znalazł się obok niej. Zauważył też mnie.
-Jake ! Szybko dzwoń po pogotowie!-krzyczał ze łzami w oczach.-Cholera czy to musi się tobie....-nie dokończył tylko klękał przy nieprzytomnej Lizzy.
Szybko złapałem za telefon. Ręce trzęsły mi się cholernie. Wybrałem numer i powiedziałem o wszystkim jaka jest sytuacja. Muszą zaraz być.
-Ash , zaraz będą.-powiedziałem
-Niech się pośpieszą!!!!-wrzeszczał.
Chodziłem ciągle w kółko , czekając na te pogotowie.
-Cholera kto tak drze jape?-jęczał Andy , nie zauważając co się stało.
My milczeliśmy , Ashley płakał.
-Co wam się stało do chole.... osz kurwa !!- taa dopiero teraz ?
Andy szybko zleciał po schodach na dół klęcząc przy Elizabeth i Ash'u.
-Kurwa co się stało?-pytał
-Ona... spadła...-szeptał Ash.
Współczułem Ashley'owi. On już tyle przecierpiał , a co Lizz ma powiedzieć ? Ona to dopiero się nacierpiała....

***Perspektywa Ashley'a***

Kurwaaaa , dlaczego Elizabeth ? Czy ona coś komuś zrobiła ?!?! Nie ! Więc czemu musi tak cierpieć?! Cały czas byłem przy Lizz , nawet nie usłyszałem kiedy pogotowie przyjechało. Musiałem się odsunąć... Lekarze wzięli Elizabeth do karetki do której mnie nie wpuścili. Musiałem szybko wsiąść w samochód i jechać za nimi.
-Ashley , ja będę prowadzić.-powiedział spokojnie Andy.
-Okey , ja nie dam rady.-szepnąłem..
Szybko znalazłem się na miejscu pasażera , a Andy na miejscu kierowcy. Cały czas myślałem o tym wszystkim. Miałem nadzieję , że nic jej nie będzie. Przecież jak jej coś się stanie to ja nie wytrzymam !
-Ashley... Trzymaj się , wszystko będzie dobrze.
Nie odzywałem się. Ja nie wiem co robić. Chyba wystarczy mi tylko czekać. Nawet nie zauważyłem , że jesteśmy juz pod szpitalem.
-Mam iść z tobą ?-zapytał Andy
-Chodź.-szepnąłem.
Wyszedłem z samochodu i szybkim krokiem poszedłem do środka. Andy poszedł w moje ślady.
-Przepraszam , gdzie jest Elizabeth Carls?-zapytałem pielęgniarki , która własnie nas mijała.
-Pani Elizabeth właśnie jest na badaniach. Więcej panu na razie nie mogę powiedzieć.
Cholera jasna....Ja muszę się dowiedzieć co z nią jest...

GODZINĘ PÓŹNIEJ

Zauważyłem lekarza idącego korytarzem , szybko wstałem z krzesełka , na którym siedziałem godzinę czasu.
-Co z Elizabeth Carls?
-Pan z rodziny?-zapytał
-Jestem jej narzeczonym....
Co prawda , jeszcze się jej nie oświadczyłem , ale mam zamiar to zrobić.
-Pani Elizabeth , leży w sali numer 18 , ale najpierw musimy porozmawiać. Chodźmy do mojego gabinetu.
Jego głos nie był taki jak powinien być. Coś czułem , że to będą złe wieści. Poszedłem za lekarzem , miałem myśli daleko , daleko.
-Proszę niech pan sobie usiądzie lepiej.
Zrobiłem , to o co poprosił.
-Mam złe wieści dla pana.-zaczął
-Jakie?-zapytałem.
-Pani Elizabeth może mieć chwilowy zanik pamięci , może pana nie poznać , nikogo. Sama może nie wiedzieć kim jest. To był jednak mocny upadek.
-Co to znaczy chwilowy ?
-To znaczy , że może odzyskać pamięć. Ale kiedy ? Tego już nie wiadomo. Za tydzień , za miesiąc , pół roku , za rok...
-Matko... to już wszystko?-szepnąłem
-Tak.
-Dziękuję.
Musiałem jak najszybciej wyjść z tego gabinetu. Muszę pójść szybko do niej. Ja muszę ją zobaczyć. Idąc korytarzem zobaczyłem , że Andy dalej tu jest.
-Dowiedziałeś się czegoś?
-Tak... Może mieć chwilowy zanik pamięci... Idziesz ze mną do niej ? Nie chcę iść tam sam.
-No pewnie , że pójdę.

***perspektywa Rebeci***

Spało mi się cudownie. Nigdy nie pomyślała bym , że tak się wyśpię w ciągu 2-3 godzin. Spojrzałam na zegarek , pokazywał godzinę 18:42.
-Przydało by się coś zjeść.-powiedziałam sama do siebie.
Powoli wstałam z łóżka , ubrałam się , związałam włosy w kucyk i wyszłam z pokoju. W domu panował spokój. Ciekawe czy zawsze tutaj tak jest. Myślałam , że będzie słychać jakieś śmiechy , czy cokolwiek , a tu... cisza. Powoli zeszłam po schodach na dół , rozglądając się czy czasami nie chcą zrobić mi jakiegoś żartu. Na początku pomyślałam , że może nikogo nie ma w domu. W salonie nikogo nie było , ale gdy weszłam do kuchni zobaczyłam Jake'a.
-Cześć Jake !-krzyknęłam uśmiechnięta.
-Hej Rebi...-powiedział smutno.
-Wiesz gdzie jest może Andy ?-zapytałam.
-Tak , wiem. Jest w szpitalu.
Co on powiedział ?! W jakim szpitalu ?! Czemu ja nic nie wiem ? Co się stało ?!
-Dlaczego?!
-Elizabeth spadła ze schodów , pogotowie ją zabrało , była nieprzytomna.
Ja pieprze , chcę do niej pojechać. Muszę się dowiedzieć co z nią.
-Jake , jedziemy tam.-nakazałam
-Nie , jeszcze nie. Pisałem z Andy'm... Pisze żeby jeszcze nie przyjeżdżać. Aa.. i mam złą wiadomość.
Ja już nie wiem co robić , łzy pojawiają mi się w oczach , słabo mi i cała w dodatku się trzesę. Jaką on może mieć złą wiadomość ?!
-Jaką ?!
-Elizabeth... może... mieć chwilowy zanik pamięci. Może nas nie pamiętać. Ale dobra wiadomość to taka , że wyjdzie z tego i przypomni sobie nas.
To żeś mnie pocieszył...
-Gdzie reszta?-zapytałam
-CC z Sophie chyba są na górze.
-I co nie słyszeli tego wszystkiego ?! A gdzie Jinxx ?
Jake milczał. Widać , że martwi się o Elizabeth i Ashley'a. Bo jeżeli coś się stało Lizz , on tak samo cierpiał jak ona. Przeżywał z nią każdy jej ból , smutał kiedy ona była smutna. Za każdym razem nie mógł znieść tego , że jego dziewczyna tak cierpi.
-Jinxx gdzieś ....
-Dzieńdobereeek !!!!!!!-krzyczał zadowolony z czegoś Jinxx.
Wszedł do kuchni , a my patrzyliśmy na niego smutnym wzrokiem.
-Ktoś umarł czy co?-śmiał się , kładąc zakupy na stole. On jeszcze nie wiedział co się stało. Patrzył się na nas już nie wiedząc co mówić. Nawet po cichu zaczął się śmiać.
-Nam nie jest do śmiechu.-powiedział Jake
-A czemuż to?-zapytał biorąc szklankę.
-Lizzy jest w szpitalu.-powiedziałam.
Szklanka , którą trzymał Jinxx poleciała na podłogę i rozbiła się na malutkie kawałki. Jinxx patrzył na nas jakby zobaczył mordercę.
-Moją Lizzy?!?! To znaczy naszą ?!?!

***perspektywa Jinxx'a***

Cholera... prawie bym się wygadał. Tak... Elizabeth mi się podoba od jakiegoś czasu. Ale przecież jej tego nie powiem. Jest z Ash'em. Przecież jakby Ashley się dowiedział to nastąpiła by wielka rzeźnia jak nic. Nie chcę zepsuć im związku , są razem szczęśliwi. Ale za to ja nie chcę cierpieć. Sammi... to już przeszłość. Nie chcę wracać do tamtego czasu. Chce zacząć od nowa... ale jak ? Elizabeth strasznie mi się podoba i... no nie mogę się na nią napatrzeć.
-Jinxx????-odezwał się Jake.
Spojrzałem na niego i na Rebece. Patrzyli się na mnie zdziwieni. Co ja mam robić ? Przecież jak oni sie dowiedzą to koniec.
-Jinxx ? Żyjesz ?-zapytała Rebeca.
-Em , tak , tak. Żyję.
Muszę jakoś zwiać , żeby się nie tłumaczyć. Nie teraz. Może kiedyś , ale to kiedyś im powiem. Może to zauroczenie... No ale jak ?! Jak widzę jak całuje się z Ashley'em , to czuję jakby moje serce przestawało bić.
-Jinxx ? Co to miało znaczyć ?-zapytali.
-Ale co?-udawałem , że nie wiem o co chodzi.
-No.. Elizabeth... Co to miało znaczyć ?
-Jejku nic , przejęzyczyłem się.
Próbowałem jakoś się wymigać , ale chyba to nie przejdzie. Jake'a łatwo nie jest okłamać... Hmm.. a może ... jemu powiem ? Tylko nie przy Rebece...
-Chłopaki później pogadamy ja jadę do szpitala , okey?
-No okey , spoko. Dojedziemy do was.
Rebeca wyszła , a my zostaliśmy sami w domu.
-Możesz mi powiedzieć.-zaczął Jake po dłuższej chwili.
-Tak , wiem... ale... no nie wiem.
-Jinxx... zatrzymam to dla siebie. Dobrze o tym wiesz...
Czy Jake zawsze musi mnie przekonywać tak ? Zawsze wymiękam i mówię.
-Z Sammi się pokłóciłes?
-Sammi.... to już przeszłość.
Jake to pierwsza osoba w tym domu , która wie , że nie jestem z Sammi. Tak , jego wyraz twarzy bezcenny.
-No gadaj chłopiec.-klepał mnie po plecach.
Po paru minutach w końcu się odezwałem.
-Nie mów tego NIKOMU.-powiedziałem.
-Nie no okey spoko. Nie powiem.
-Zakochałem się.
-Ooo ! To świetnie !
-No chyba nie....-zacząłem.
-A kto to ?-zapytał.
-To... Elizabeth....-wyszeptałem.

---------------------------------
Błagam zabijcie -_- chyba zrobię sobie przerwę w pisaniu ; // a rozdział .... postanowiłam w nim trochę namieszać ;))

Czytasz = komentujesz ^^

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 56

***PERSPEKTYWA ELIZABETH***

OKAZAŁO SIĘ , ŻE NASZ SAMOLOT JEST OPÓŹNIONY O 3H ! CO MY PRZEZ TEN CZAS BĘDZIEMY ROBIĆ ?! MA-SA-KRAAAA.... NO NIC... BĘDZIEMY "GRZECZNIE" CZEKAĆ. GRZECZNIE , NIE MIAŁAM NA MYŚLI DZIKICH TAŃCÓW CC'EGO.
-CC ! WEŹ SIĘ USPOKÓJ ! ILE TY MASZ LAT ?! 10 ?!-WYDZIERAŁ SIĘ ANDY.
CZY ONI ZAWSZE , ALE TO ZAWSZE MUSZĄ COŚ ODWALIĆ GŁUPIEGO ? ANDY CZASAMI MNIE PRZERAŻA NORMALNIE. OCZYWIŚCIE POZYTYWNIE HAH.
-ALE ANDYYY....-JĘCZAŁ CC
-NIE MA ŻADNEGO ALE... SIADAJ I SIEDŹ NA SWOIM CHUDYM DUPSKU Z WYSTAJĄCYMI PATYKAMI. ZAUWAŻYŁAM , ŻE SOPHIE CAŁY CZAS NAD CZYMŚ MYŚLI. NIC NAWET JEJ NIE PRZESZKADZAŁO , TYLKO MYŚLAŁA , MYŚLAŁA I MYŚLAŁA. MOŻE COŚ SIĘ STAŁO ? ECH JESTEM TAKA , ŻE MUSZĘ SIĘ DOWIEDZIEĆ CO JĄ GRYZIE. MOŻE TO COŚ POWAŻNEGO ?
-SOPHIE ? CO SIĘ DZIEJE ? WIDZĘ , ŻE CAŁY CZAS O CZYMŚ MYŚLISZ.-ZACZĘŁAM.
-COŚ SIĘ DZIEJE...
-TO ZNACZY CO ?
-OKRES MI SIĘ SPÓŹNIA.-POWIEDZIAŁA.
TROCHĘ MNIE ZAMUROWAŁO. CZY TO CIĄŻA ? NIE NO TO NIE MOŻLIWE. A MOŻE JEDNAK ? A MOŻE JEJ SIĘ PO PROSTU SPÓŹNIA ? TRZEBA TO WYJAŚNIĆ.
-A ILE ?-ZAPYTAŁAM.
-2 TYGODNIE.-ODPOWIEDZIAŁA
HMM... TO JUŻ DAJE TROCHĘ DO MYŚLENIA.
-I WYMIOTOWAŁAM.-DODAŁA.-MDLI MNIE CAŁY CZAS.
-MUSISZ ZROBIĆ TEST.. MOŻE W CIĄŻY JESTEŚ.
-BOJE SIĘ LIZZ.
JUŻ NIE WIEM CO MÓWIĆ , ALE NIE POZOSTAJE NIC INNEGO JAK ZROBIĆ TEN TEST.
-JAK WRÓCIMY DO DOMU TO GO ZROBISZ OKEY ?-MÓWIŁAM
-NO OKEY , OKEY.
**** 3 GODZINY PÓŹNIEJ ****
WSZYSCY JUŻ SIEDZIMY W SAMOLOCIE. ZA KILKANAŚCIE GODZIN BĘDZIEMY W DOMU.

****** W DOMU ******

***PERSPEKTYWA ANDY'EGO***

-NASZ DOOOM !!-WYDZIERAŁEM SIĘ.
POKAŻĘ TYLKO REBECE , GDZIE BĘDZIE SPAĆ I SAM SIĘ WALNĘ. JESTEM PADNIĘTY TYM LOTEM. WZIĄŁEM BAGAŻE REBECI I POSZEDŁEM NA GÓRĘ , POKAZAĆ JEJ GDZIE BĘDZIE MIAŁA SWÓJ POKÓJ.
-OTO TWÓJ POKÓJ.-POWIEDZIAŁEM I OTWORZYŁEM DRZWI ABY MOGŁA WEJŚĆ.
-WOOW , ON JEST PIĘKNY. DZIĘKUJE.
-NIE MASZ ZA CO DZIĘKOWAĆ. IDZIESZ JESZCZE NA DÓŁ ?-ZAPYTAŁEM.
-NIE , NA RAZIE NIE. TERAZ SIĘ PRZESPIĘ. BO PADAM NORMALNIE.
-OKEY , TO ŚPIJ DOBRZE. JA TEŻ SIĘ ZDRZEMNĘ.
ZAMKNĄŁEM DRZWI I POSZEDŁEM DO SWOJEGO POKOJU. NAWET SIĘ NIE ROZEBRAŁEM TYLKO WSKOCZYŁEM DO ŁÓŻKA I MOMENTALNIE ZASNĄŁEM

.
***PERSPEKTYWA SOPHIE***

ELIZABETH MA KUPIĆ MI TEST. TAK WIEM SAMA POWINNAM , ALE PRZEZ TE MYŚLI JESZCZE BYM POD SAMOCHÓD GDZIEŚ WPADŁA. -SOPHIE ? KOCHANIE ? WSZYSTKO OKEY?-ZAPYTAŁ CC
-EM TAK....
NASTAŁA CISZA. USŁYSZAŁAM JAK KTOŚ WCHODZI.
-SOPHIE MAM TEST.. UPSSS...
-WEJDŹ , DAJ MI GO.-POWIEDZIAŁAM.
SPOJRZAŁAM NA CC'EGO. PATRZYŁ NA MNIE OCZAMI WIELKOŚCI PIĘCIOZŁOTÓWEK. MUSIAŁO GO TO ZASKOCZYĆ. NO NIE DZIWIĘ MU SIĘ.
-SOPHIE ? CHCESZ O CZYMŚ MI POWIEDZIEĆ ?-ZACZĄŁ SPOKOJNIE. -POWIEM CI JAK SIĘ DOWIEM.-POWIEDZIAŁAM SMUTNO.
-NO EJ , ALE CZEMU SMUTASZ?
-A JAK BĘDĘ W CIĄŻY ?-ZACZĘŁAM PŁAKAĆ.
-SKARBIE NIE PŁACZ , TO DZIECKO TAK ? BĘDZIEMY JE KOCHAĆ. WYCHOWAMY GO NA ZAJEBISTEGO CZŁOWIEKA , GRAJĄCEGO NA PERKUSJI JAK JEGO TATUNCIO TAK ?
WYOBRAZIŁAM TO WSZYSTKO SOBIE I UŚMIECHNĘŁAM SIĘ.
-A TERAZ IDŹ ZRÓB.-POWIEDZIAŁ I POCAŁOWAŁ W CZOŁO.
WOLNYM KROKIEM WESZŁAM DO ŁAZIENKI. BAŁAM SIĘ CHOLERNIE TEGO WSZYSTKIEGO. NIE WIEDZIAŁAM CO ZROBIĘ JAK OKAŻE SIĘ , ŻE JESTEM W CIĄŻY. JA W CIĄŻY ? TERAZ? NO NIE! PO KILKU MINUTACH BYŁO WSZYSTKO JASNE....JESTEM W CIĄŻY. MOMENTALNIE SIĘ ROZPŁAKAŁAM. WYSZŁAM Z ŁAZIENKI  I ZOBACZYŁAM CZEKAJĄCEGO CC'EGO I ELIZABETH.
-KOCHANIE CO SIĘ STAŁO?-PYTAŁ CC PODBIEGAJĄC DO MNIE I PRZYTULAJĄC.
-JESTEM W CIĄŻY.-POWIEDZIAŁAM I JESZCZE BARDZIEJ SIĘ ROZPŁAKAŁAM.

***PERSPEKTYWA ASHLEY'A***

SIEDZIAŁEM W KUCHNI I PIŁEM KAWĘ , GDY NAGLE USŁYSZAŁEM CZYJŚ PŁACZ NA GÓRZE. W PEWNEJ CHWILI POMYŚLAŁEM , ŻE TO ELIZABETH , ALE DOSZEDŁEM DO WNIOSKU , ŻE ONA NIE MA TAKIEGO PŁACZU. ODSTAWIŁEM SZYBKO KAWĘ I POBIEGŁEM PO SCHODACH NA GÓRĘ , DOWIEDZIEĆ SIĘ CO SIĘ STAŁO. ZOBACZYŁEM ELIZABETH , PŁACZĄCĄ SOPHIE PRZYTULONĄ DO CC'EGO.
-CO SIĘ STAŁO?-ZAPYTAŁEM PO CICHU ELIZABETH.
ONA TYLKO SPOJRZAŁA NA MNIE I ODPOWIEDZIAŁA....
-SOPHIE JEST W CIĄŻY.
CC TATUŚKIEM ? OHOOO , CIEKAWE JAK ANDY ZAREAGUJE.
-SOPHIE NIE PŁACZ , TO NASZE DZIECKO TAK ? BĘDĘ JE KOCHAŁ JAK NIKT INNY.-TŁUMACZYŁ CC
-ALE JA NIE CHCIAŁAM W TYM WIEKU...-PŁAKAŁA.
CHRISTIAN WZIĄŁ SOPHIE NA RĘCE I POSZEDŁ DO JEJ POKOJU. TO ZNACZY ICH POKOJU. SPOJRZAŁEM NA ELIZABETH , USMIECHNĘŁA SIĘ ZADZIORNIE I ZACZĘŁA BIEC. WBIEGŁA NA SCHODY I....
-CHOLERA !!-KRZYKNĄŁEM

---------------------------
Nie... wychodzi... mi... już... nic...na... tym... blogu... -_- myślę już nad zakonczeniem go ; // rozdział lipny.. ;( wena raz jest raz nie ma ; // ech , zostawię wam do ocenienia ; ) pozdrawiam ; )

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 55

***PERSPEKTYWA ASHLEY'A***

USŁYSZAŁEM RAZEM Z ANDY'M , COŚ O JAKIMŚ WSTRZYKNIĘCIU CZEGOŚ...MUSZĘ SIĘ DOWIEDZIEĆ O CO CHODZI , CO I KTO WSTRZYKNĄŁ. WIDZIAŁEM , ŻE REBECA JEST ZŁA NA ELIZABETH , ŻE  KRZYKNĘŁA TO NA GŁOS.
-DZIEWCZYNY.... IDZIEMY DO POKOI.-POWIEDZIAŁ ANDY I RUSZYŁ.
SAM NIE WIEM CO MAM ROBIĆ. JESTEM ODROBINĘ ZŁY NA LIZZY , ŻE NIC MI NIE POWIEDZIAŁA. MOGŁA TO PRZEDE MNĄ TAK UKRYWAĆ TO ? MUSZĘ Z NIĄ POROZMAWIAĆ , CHOĆ WIDZĘ PO ZACHOWANIU ANDY'EGO , ŻE BĘDZIE OSTRA GADKA.

****GODZINĘ PÓŹNIEJ****

-USIĄDŹCIE.-NAKAZAŁ ANDY
USIADŁEM RAZEM Z DZIEWCZYNAMI I PATRZYŁEM CO WYCZYNIA NASZ ANDY. CHODZIŁ W JEDNĄ TO W DRUGĄ STRONĘ CIĄGLE NAD CZYMŚ MYŚLĄC.
-MOŻECIE MI POWIEDZIEĆ CO TO MIAŁO ZNACZYĆ? KTO I CO WAM WSTRZYKNĄŁ?
-ANDY , CHYBA CHCIAŁEŚ POWIEDZIEĆ NAM.-POWIEDZIAŁEM
POPATRZYŁ NA MNIE MORDERCZYM WZROKIEM I WIEDZIAŁEM , ŻE MUSZE SIĘ ZAMKNĄĆ I CZEKAĆ NA WYTŁUMACZENIA DZIEWCZYN. DŁUUUGO CZEKAĆ NA JAKIEKOLWIEK WYTŁUMACZENIA. ANI JEDNA ANI DRUGA SIĘ NIE ODZYWAŁY NIC , A NIC.
-NO WIĘC?
-LIZZY POWIESZ?-ZAPYTAŁA SZEPTEM REBECA
-DLACZEGO TY TEGO NIE ZROBISZ?
-NIECH CI BĘDZIE JA POWIEM.
NASTAŁA CISZA , REBECA NABRAŁA W PŁUCA POWIETRZE I ZACZĘŁA MÓWIĆ.
-JESZCZE JAK BYŁYŚMY MAŁE I BAWIŁYŚMY SIĘ RAZEM I TAK DALEJ. KTÓREGOŚ DNIA BAWIŁYŚMY SIĘ W POBLISKIM LASKU SAME WE DWIE. PODJECHAŁ JAKIŚ MĘŻCZYZNA DO NAS I DAŁ NAM ZABAWKI , JAKIEŚ CHYBA SŁODYCZE TEŻ. PO KILKU MINUTACH STAŁYŚMY SIĘ SENNE I PO PROSTU ZASNĘŁYŚMY NA TRAWIE. OBUDZIŁYŚMY SIĘ W JAKIMŚ POKOJU. OKNA BYŁY POZASŁANIANE , A MY LEŻAŁYŚMY W ŁÓŻKACH. PAMIĘTAM JAK ELIZABETH KRZYCZAŁA , ABY NAS WYPUŚCIŁ. ILE MIAŁYŚMY LAT ?? Z 9 , MOŻE 10. GOŚCIU WZIĄŁ JAKIEŚ 2 STRZYKAWKI. NA PIERWSZY OGIEŃ POSZŁA LIZZY. WSTRZYKNĄŁ JEJ W RĘKĘ COŚ TAKIEGO ZIELONEGO CHYBA , NIE PAMIĘTAM KOLORU. LIZZY , MOMENTALNIE KRZYKNĘŁA COŚ W INNYM JĘZYKU , ZACZĘŁO NIĄ TRZĄŚĆ. PO KILKU MINUTACH ZABRAŁ SIĘ ZA MNIE I ZE MNĄ BYŁO TO SAMO. ZAUWAŻYŁAM PO CHWILI , ŻE LIZZ JEST CAŁA CZERWONA , A SZCZEGÓLNIE JEJ OCZY. FACET POWIEDZIAŁ , ŻE JEŻELI KOMUŚ O TYM POWIEMY TO NAS ZABIJE. I TAK DO TEJ PORY NIKOMU NIE POWIEDZIAŁYŚMY O TYM.
SIEDZIAŁEM I DOSZEDŁEM DO WNIOSKU , ŻE NIC NIE KAPUJE.
-A CO PO TYM MIAŁYŚCIE JAK WAM TO WSTRZYKNĄŁ?-DOPYTYWAŁ SIĘ ANDY.
-JEŻELI KTOŚ NAS TAK PORZĄDNIE ZDENERWUJE , ROBIĄ NAM SIĘ OCZY CAŁE CZERWONE I ROŚNIEMY W SIŁĘ.
-JEJKU BŁAGAM NIE ROZMAWIAJMY O TYM !! JA CHCĘ DO DOMU.-LAMENTOWAŁEM
ANDY PARSKNĄŁ ŚMIECHEM , NA CO JA POPATRZYŁEM SIĘ NA NIEGO.
-REBECA? JEDZIESZ Z NAMI?-ZAPYTAŁ.
-PEWNIE ! CZEMU NIE?-MÓWIŁA URADOWANA.
-NO TO IDZIEMY SIĘ PAKOWAĆ. JUTRO RANO WYLATUJEMY.
MIAŁY BYĆ TAKI UDANY WYJAZD , ALE JEŻELI DALEJ MA TAK BYĆ TAKIE WYDARZENIA TO JA NA PRAWDĘ PODZIĘKUJĘ.

****************NASTĘPNY DZIEŃ*******************

***PERSPEKTYWA ANDY'EGO***
MMM... JAKIE TE ŁÓŻKO JEST MIĘCIUTKIE , NIC TYLKO SOBIE TAK LEŻEĆ. W PEWNYM MOMENCIE POSTANOWIŁEM ZOBACZYĆ , KTÓRA JEST GODZINA.
-EE TO TYLKO 9 RANO...
LEŻAŁEM DALEJ AŻ W PEWNYM MOMENCIE KTOŚ WBIEGŁ MI DO POKOJU.
-ANDY !!!!! WSTAWAJ !!! ZASPALIŚMY ! ZA GODZINĘ MAMY SAMOLOT !- WYDARŁA SIĘ SOPHIE.
-CO TY GADASZ?!-WYSKOCZYŁEM Z ŁÓŻKA Z PRĘDKOŚCIĄ ŚWIATŁA.
JAK JA NIE MOGŁEM SIĘ KAPNĄĆ , ŻE ZASPALIŚMY NA TEN DURNY SAMOLOT. I POMYŚLEĆ JESZCZE , ŻE TO JA MÓWIŁEM , ŻE RANO WYLATUJEMY. OJ ANDY , ANDY. TY STARY SKLEROTYKU , JAK MOGŁEŚ ZAPOMNIEĆ.
-GDZIE RESZTA?-ZAPYTAŁEM.
-WŁAŚNIE IDĘ ICH BUDZIĆ , CHODŹ POMOŻESZ MI , DOBRZE WIESZ , ŻE ASHLEY'A BĘDZIE CIĘŻKO WYCIĄGNĄĆ Z ŁÓŻKA.
-TAK , TAK. JUŻ IDĘ.
SZYBKO UBRAŁEM SIĘ TAK , ABYM NIE MUSIAŁ SIĘ PRZEBIERAĆ I WYBIEGŁEM Z POKOJU. WBIŁEM DO POKOJU ASH'A I LIZZY , TAK SAMO JAK SOPHIE DO MNIE. PODBIEGŁEM DO ŁÓŻKA ASHLEY'A I KRZYKNĄŁEM.
-ASHLEY WSTAWAJ NA SAMOLOT ZASPALIŚMY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
BIDULEK AŻ SPADŁ Z ŁÓŻKA. MUSIAŁ SIĘ TROCHĘ POOBIJAĆ ALE CÓŻ... ŻYCIE...
-POGRZAŁO CIEBIE DO RESZTY?-WALIŁA WONTAMI LIZZY
-NO PRZEPRASZAM BARDZO PANIĄ , ALE CHYBA MIELIŚMY WRACAĆ DO DOMU TAK ? A ZA NIECAŁĄ GODZINĘ NASZ SAMOLOT ODLATUJE!
MINA ELIZABETH KOSMICZNA , JESZCZE TAKIEJ NIE WIDZIAŁEM W JEJ WYKONANIU. ASHLEY JESZCZE NIE PODNIÓSŁ SIĘ Z PODŁOGI.
-ASHLEY CZY MÓGŁBYŚ RUSZYĆ ZACNY TYŁEK?
-MOOOOMENT , A CO W OGÓLE SIĘ DZIEJE?
ELIZABETH AŻ SOBIE USIADŁA NA ŁÓŻKU I PATRZYŁA SIĘ NA ASH'A JAK NA TOTALNEGO IDIOTĘ. JAK ON MÓGŁ NIC NIE OGARNIAĆ?!?! NO JA SIĘ PYTAM ?!?! ZAWSZE TO ON BYŁ ''NAJMĄDRZEJSZY'' I ZA PIERWSZYM RAZEM ZAJARZYŁ O CO CHODZI. ALE OSTATNIO TO SIĘ ZMIENIŁO.
-ASHLEY... CHODZI O TO-ZACZĘŁA SPOKOJNYM GŁOSEM LIZZ.- ŻE ZASPALIŚMY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-WYDARŁA SIĘ TYM RAZEM , TAK GŁOŚNO , ŻE MYŚLAŁEM ŻE OGŁUCHNĘ .
ASHLEY POPATRZYŁ NA NIĄ WYSTRASZONYM WZROKIEM.
-KOCHANIE , NIE KRZYCZ NA MNIE.-ODEZWAŁ SIĘ
-TO PODNOŚ TEN TYŁEK I RUSZ SIE !!!! AA I ANDY DZIĘKI ZA POBUDKE.
-TO SOPHIE DZIĘKUJCIE. TO ONA MNIE OBUDZIŁA. DOBRA TO POSPIESZCIE SIĘ I JEDZIEMY NA LOTNISKO.

*****LOTNISKO*****

BIEGLIŚMY Z BAGAŻAMI JAK W KEVIN SAM W DOMU. UDERZALIŚMY W INNYCH LUDZI , KTÓRZY WYLATYWALI DO INNYCH PAŃSTW. DZIWNE... CC NA TYCH SWOICH SZCZUDŁACH LECIAŁ PIERWSZY.
-NO CHYBA NIE.!!!!!-KRZYKNĄŁ
TAA WIEDZIAŁEM O CO CHODZI...

--------------------------------
Ten rozdział to jedna wielka LIPA ! -_-" nie udało się ;'( moim zdaniem heh , opinie zostawiam dla was ^^ mam ferie to powinnam dodać jeszcze parę notek ^^

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 54

***PERSPEKTYWA REBECI***

BIEGŁAM RAZEM Z ANDY'M W MIEJSCE , W KTÓRYM SĄ ASHLEY I.... ELIZABETH.  JAK GO ZOBACZĘ TO ZABIJĘ.
-ANDY SZYBKO !!
-BIEG..BIEGNE PRZECIEŻ !!!-MÓWIŁ ZDYSZANY.
BIEGLIŚMY DALEJ I W KOŃCU ZNALEŹLIŚMY ICH. PRZY ASHLEY'U BYŁ JAKIŚ GOŚCIU , KTÓRY MIAŁ NÓŻ W DŁONI.
-CO TO TO NIE !!-KRZYKNĘŁAM
RUSZYŁAM W STRONĘ DUPKA.
-REBECA NIE!-KRZYKNĄŁ ANDY
IGNOROWAŁAM TO. SZŁAM.
-OO WIDZĘ , ŻE NASTĘPNA ŚLICZNOTKA DO NAS PRZYSZŁA.-ODWRÓCIŁ SIĘ W MOJA STRONĘ.
ZAUWAŻYŁAM LEŻĄCĄ ELIZABETH. BYŁA POBITA... I... ZGWAŁCONA. JA TEGO MU NIE DARUJĘ.
-ASHLEY , STARAJ SIĘ ZBLIŻYĆ DO ELIZABETH , JA SIĘ NIM ZAJMĘ.
-ALE ONA... SIĘ MNIE BOI...
-SPRÓBUJ CHOCIAŻ.-MÓWIŁAM
WIDZIAŁAM , ŻE ASHLEY ZA WSZELKĄ CENĘ PRÓBOWAŁ SIĘ DO NIEJ ZBLIŻYĆ. ELIZABETH TROCHĘ SIĘ ODSUWAŁA , ALE W KOŃCU ZROZUMIAŁA , ŻE ASHLEY NIC JEJ NIE ZROBI.
-NO TO TERAZ KOLEJ NA CIEBIE IDIOTO.
-UWAŻAJ NA SŁOWA PIĘKNA ISTOTO.
-NIE MÓW TAK DO MNIE.
-BO CI MI ZROBISZ... SUCZO?
-BO CIĘ WYKASTRUJĘ....
TAK TO PRAWA , NIECH MI TYLKO CIŚNIENIE PODNIESIE JESZCZE BARDZIEJ , A WTEDY ZOBACZY NA CO MNIE STAĆ.
-MYŚLISZ , ŻE DASZ RADĘ COŚ MI ZROBIĆ?
-NO OCZYWIŚCIE. CO TY MYŚLISZ , ŻE KAŻDA DZIEWCZYNA JEST SŁABA ? ŻE FACET MA NAD NIĄ WŁADZĘ ?! ŻE DZIEWCZYNA NIE MA SIŁY , ABY WPIEPRZYĆ TAKIEMU SKURWIELOWI JAK TY?!?!?!
-NO WIESZ... ELIZABETH NIE BYŁA NA TYLE SILNA...
-NIE MÓW NA TEMAT ELIZABETH. TY JUŻ I TAK ZA DUŻO JEJ WYRZĄDZIŁEŚ SZKÓD.. POWINIENEŚ TERAZ GNIĆ W WORKU POĆWIARTOWANY I ZAKOPANY W LESIE.
-MASZ COŚ JESZCZE DO POWIEDZENIA?
-NIE. MAM DO WYKONANIA.-POWIEDZIAŁAM
RZUCIŁAM SIĘ NA NIEGO I ZACZĘŁAM GO BIĆ. PO PARU MINUTACH WYMIĘKŁ.
-TY ....!
-CHCESZ JESZCZE?!?!?!-PRZERWAŁAM MU
-NO DAWAJ!!
I POWTÓRKA , WJEBAŁAM MU TAK , ŻE STRACIŁ PRZYTOMNOŚĆ. I DOBRZE SKURWIELOWI. NIECH SIĘ NAWET NIE BUDZI.


***PERSPEKTYWA ANDY'EGO***

'OSZ KURWAAA' TAKA BYŁA MOJA REAKCJA , JAK ZOBACZYŁEM REBECĘ , BIJĄCĄ ALEX'A CZY JAK ON TAM MA. REBECA TAK GO POBIŁA , ŻE ON... SIĘ NIE PODNOSI.
-REBECA... CZY ON ?-ZACZĄŁEM
-ŻYJE... NIESTETY...-POWIEDZIAŁA
-GDZIEŚ TY SIĘ TEGO NAUCZYŁA?-PYTAŁ ASHLEY
-CHODZIŁAM NA BOKS I TAEKWONDO.
REBECA I BOKS? WOOW. NIEZŁA W TYM JEST. WIDAĆ , ŻE BARDZO DUŻO ĆWICZYŁA. JEST BARDZO SILNA. REBECA  ODWRÓCIŁA SIĘ DO ELIZABETH. ASHLEY PRZYTULIŁ LIZZY DO SIEBIE , A ONA CICHO PŁAKAŁA MOCZĄC MU KOSZULKĘ.
-ANDY? PÓJDZIESZ DO SKLEPU PO JAKĄŚ KOSZULKĘ I SPODNIE? ONA NIE PÓJDZIE PRZECIEŻ TAKA.
-TAK OCZYWIŚCIE , JUŻ IDĘ.
CZEMU MIAŁBYM SIĘ NIE ZGODZIĆ? ELIZABETH JEST JAK MOJA SIOSTRA. POLECIAŁEM SZYBKO DO SKLEPU I OD RAZU W OKO WPADŁA MI CZARNA KOSZULKA W BATMANA. WEZMĘ TEŻ JEJ SPODNIE TAKIE LUŹNE , HMM... NAJLEPSZE BĘDĄ DRESY.
-O DRESY W BATMANA.
WZIĄŁEM KOSZULKĘ , SPODNIE I ZAPŁACIŁEM. WRÓCIŁEM JAK NAJSZYBCIEJ DO RESZTY. REBECA PRZYTULAŁA SIĘ DO LIZZY.
-ASHLEY TRZYMAJ.-POWIEDZIAŁEM PODAJĄC KUPIONE RZECZY.
ASHLEY Z REBECĄ POMOGLI ELIZABETH SIĘ UBRAĆ. TAK MI JEJ SZKODA.
-IDZIEMY NA POLICJĘ?-ZAPYTAŁEM
-NIE.!!-KRZYKNĘŁA ELIZABETH
SPOJRZELIŚMY NA NIĄ NIE WIEDZĄC CO POWIEDZIEĆ. KAŻDA DZIEWCZYNA NA JEJ MIEJSCU CHYBA BY POSZŁA NA POLICJĘ , TAK ?
-ALE ELIZABETH.
-JAK RAZ POWIEDZIAŁAM NIE TO NIE. CHCE WRÓCIĆ DO DOMU DO STANÓW.
NIC NIE ODPOWIEDZIELIŚMY. W CISZY WRÓCILIŚMY DO SWOICH POKOI.


***PERSPEKTYWA ELIZABETH***

CZUŁAM SIĘ FATALNIE , WSZYSTKO , KOMPLETNIE WSZYSTKO MNIE BOLAŁO. CZUŁAM SIĘ JAKBY MOJE ŻYCIE STRACIŁO SENS.
-REBECA?? WSZYSTKO OKEY?-USŁYSZAŁAM ANDY'EGO
-TAK , TAK ...-ODPOWIEDZIAŁA
ZOBACZYŁAM JEJ OCZY... TE CZERWONE OCZY JAK KIEDYŚ. PRZECIEŻ TO NIE MOŻLIWE ŻEBY TO JESZCZE....
-TO CZEMU TWOJE....-ZACZĄŁ ANDY
-CO MOJE ?-ZAPYTAŁA USPOKOJONA.
-A NIE NIC JUŻ.-POWIEDZIAŁ
JAK BĘDĘ W DOBRYM STANIE , TO BĘDĘ MUSIAŁA Z NIĄ POROZMAWIAĆ.
-ELIZABETH? MUSISZ SIĘ POŁOŻYSZ SPAĆ. MUSISZ ODPOCZĄĆ . JUTRO WRACAMY DO DOMU.-POWIEDZIAŁ ASHLEY Z ANDY'M.
-A CO Z REBECĄ?-SZEPNĘŁAM
-JADĘ Z WAMI.-POWIEDZIAŁA UŚMIECHAJĄC SIĘ.
ODWZAJEMNIŁAM LEKKO UŚMIECH. TERAZ PRZEZ JAKIŚ DURNY CZAS NIE BĘDĘ MOGŁA SIĘ OTRZĄSNĄĆ PO TEJ AKCJI. MAM NADZIEJĘ , ŻE CHOCIAŻ ODROBINĘ ZAPOMNĘ O TEJ AKCJI. CHOCIAŻ.... MAM PEWIEN POMYSŁ NA ALEX'A. ALE TO JESZCZE PRZEMYŚLĘ NA SPOKOJNIE , OPISZĘ SWOJE PRZEMYŚLENIA I ZOBACZĘ JAK TO BĘDZIE. NAJPIERW TO JA MUSZĘ POROZMAWIAĆ Z REBECĄ.
-REBECA... MUSIMY POROZMAWIAĆ...-POWIEDZIAŁAM CICHO
REBECA POPATRZYŁA NA MNIE WYSTRASZONYM WZROKIEM
-NA OSOBNOŚCI.-DODAŁAM.
SPOJRZAŁA NA MNIE I KIWNĘŁA GŁOWĄ ABYŚMY ODESZŁY KAWAŁEK OD CHŁOPAKÓW. OBY TEGO NIE USŁYSZELI. WIEM , ŻE BĘDĄ ŹLI . ALE ONI NA RAZIE O TYM NIE MOGĄ WIEDZIEĆ... CHOĆ DOWIEDZĄ SIĘ O TYM. KIEDY? TEGO JESZCZE NIE WIEM. KIEDY BYŁYŚMY JUŻ Z DALA OD RESZTY ODEZWAŁAM SIĘ.
-REBECA...TWOJE OCZY.-ZACZĘŁAM
-DALEJ SĄ CZERWONE JAK SIĘ ZŁOSZCZĘ.
-NO WŁAŚNIE...
REBECA SPUŚCIŁA GŁOWĘ.
-JA JESTEM SILNIEJSZA NIŻ CI SIĘ WYDAJE... TY MASZ JESZCZE TAK OCZY CZERWONE ?
-TAK , MAM JESZCZE. ALE JAK CZUJE NARASTAJĄCĄ ZŁOŚĆ TO ODWRACAM SIĘ CZY COKOLWIEK , ABY NIKT NIE WIDZIAŁ.
STAŁYŚMY CHWILĘ PATRZĄC NA SIEBIE AŻ SIĘ ODEZWAŁAM
-CZY TEN KRETYN MUSIAŁ NAM TO WSTRZYKNĄĆ WTEDY ?!?!
-ELIZABETH CICHO!!-KRZYKNĘŁA REBECA.
-WSTRZYKNĄĆ CO ?!-KRZYKNĄŁ ANDY RAZEM Z ASHLEY'EM.
NO ŚWIETNIE , PO PROSTU ŚWIETNIE...MIELI TEGO NIE USŁYSZEĆ ! MĄDRA JA... PO CO SIĘ DARŁAM...I BĘDZIE TRZEBA SIĘ TŁUMACZYĆ.. ZNOWU.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
WPROWADZIŁAM MAŁE ZMIANY ^^
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony